Blog > Komentarze do wpisu
Piczomira, królowa Branlomanii
sztuka w 3 aktach (tylko akt I, sceny 1-4)
Osoby
Scena przedstawia Piczenburg, stolicę Branlomanii i obóz pod miastem Akt pierwszyTeatr wystawia namiot Brandalezjusza, w głębi kotara gdzie widać na łożu księcia. Scena pierwszaFocenleker i Onanizm FocenlekerIdź dzielny Onanizmie, nie zrywaj uśpienia,W którym książę okrutne utopił cierpienia. Przez trzy noce bezsenne ból nadzwyczaj srogi Szarpał mu tertykuły i druzgotał nogi I gdy srebrne pigułki pomóc nie zdołały, Łyknął z wielką odwagą pół garnca gorzały, "Od tych", rzekł, "kropel może zamkną się powieki, Wszystko jedno, na chwilę albo też na wieki!" Oby mu nie szkodziły, lecz pomogły wiele! OnanizmMądry Focenlekerze, troski twoje dzielęAle chciej wytłumaczyś, dlaczego w chorobie Wojenne ciężkie trudy sam zadaje sobie? Dlaczego, gdy już jebać od dawna nie może, Gdy franca w nim wzruszyła wszystkich kości łoże, Chce ujarzmić jebliwe branlomańskie kraje? Jakże je rządzić będzie, gdy już chuj nie staje? Czyż myśli Piczomira, ta wielka królowa Na nieczynnym małżonku, że przestać gotowa? Że, skwarzona płomieniem niezgasłej macicy, Zostanie w wiernej żony zbyt ciasnej granicy? Albo się może łudzi, że w blasku korony Zdoła się twardym wydać członek podkurczony? O, niech go to marzenie płoche nie uwodzi Kobietom nie o rangę, lecz o kuśkę chodzi. FocenlekerNie, Brandalezjuszowi zarzucić tej wadyNie można, jednak częste miewamy przykłady, Że serce opanuje nad rozum kochanie, Chociaż go wytłumaczyć kuśka nie jest w stanie. OnanizmJak to, on się nie kocha? Ach, FocenlekerzeAlbo nie wiesz albo też nie chcesz mówić szczerze. FocenlekerZaprzeć tego nie można, że miłości siłaTakże go w tę wyprawę po części zwabiła. Lecz słuchaj; trzeba byś znał, za jakową sprawę, Pod Piczenburgiem boje toczyć mamy krwawe, I ażebyś nie myślał, że miłość książęcia Jest jedyną przyczyną wojny przedsięwzięcia. OnanizmSłucham cię, byłem bowiem od dawna ciekawyZawiązku tejże wojny i szybkiej wyprawy. FocenlekerGdy dumna Piczomira po Kuśkara zgonieNa chwiejącym zasiadła branlomańskim tronie Wróciła do porządku krajowe niełady, A pobiwszy dokoła zuchwałe sąsiady Poczęła deptać honor i odwieczne prawa. Nowa w jej ręku z mieczem zabłysła ustawa, Powiał trójpiczny sztandar po ojczystej roli Na znak wolności kobiet a mężczyzn niewoli, Prawiczeństwo zniesione, jebanie jest wolne Jeno sądy dziewice uznają za zdolne. Mężowie są żon swoich tylko sługojeby, Których te używają od dziennej potrzeby, Chłopaków zaś, od młodu, jak dotąd dziewczęta, I czystość i niewinność aż do ślubów pęta. Brandalezjusz, dostawszy tak okropne wieści, O szkodliwym rokoszu chytrej płci niewieściej Bojąc się, by ten przykład nie wszedł przez granicę Wkracza do Branlomanii, oblega stolicę. I chce albo przez zgodne z królową zanieście Samcom swoim zapewnić niewzruszone szczęście, Albo w boju przemógłszy Piczomiry stronę Dawne jarzmo przywrócić i chwycić koronę. OnanizmWe wszystkich zawsze dziełach widzę twe porady.Obym kiedy był w stanie iść w tak szczytne ślady! Scena drugaCi sami i Brandalezjusz (przebudzony na sofie) BrandalezjuszOch! Och! Nogi... och krzyże... o franca przeklęta!Jakże jesteś nieznośna, o jakżeś zawzięta! Przez jakie ciężkie męki i boleści krwawe Każesz w życiu opłacać pieszczoty nieprawe! Minęłyście na zawsze piękne życia chwile Kiedy czas nie wystarczał obłapiania sile, Kiedy się człowiek cieszył kusicy widokiem; Teraz już z obrzydzeniem rzucam na nią okiem. (Powstaje i na przód sceny wychodzi) Witam was Onanizmie i FocenlekerzeWidząc was koło siebie raduję się szczerze. Wnet sobie przypominam dawniejsze godziny (przypominając sobie) Ale od nieprzyjaciół jakież są nowiny? OnanizmRano na prawym skrzydle była bójka mała,W której przednia straż nasza odpartą została. BrandalezjuszJak to? Co za zuchwalstwo rozpoczyna boje?Czy już niczym w mym wojsku są rozkazy moje? OnanizmPanie, winni w tej sprawie już są przytrzymaniI nim twój wyrok wyjdzie, pod wartę oddani. BrandalezjuszJakaż była przyczyna owego wypaduI kto był pierwszym z naszych do tego napadu? OnanizmNaprzeciwko, gdzie stoi pułk strzelców MorpionaJest od twardych godmiszów luneta broniona. Gdy ich batalion kobiet nadciągnął zluzować, Jakby pragnęli z naszych gorzko zażartować Zaczęli się obłapiać na wierzchołku wału. Wtedy to młodzież nasza z jebnego zapału Stanęła wnet pod bronią ściśniona w szeregi I branzlując się, szańców pokrapiała brzegi. Na tym byliby może strzelcy poprzestali Gdyby nie dwaj hersztowie byli nadjechali Porucznik od huzarów Fajchtwurcel, pijany I z nim kapitan Tryper, wszystkim tu nam znany, Obaj "hurra!" krzyknęli i razem z strzelcami Poszli na wały, grożąc twardymi chujami. BrandalezjuszObydwóm teraz, jako pierwszym do tej winyZa karę szprycowanie zadać z terpentyny. Dalej! OnanizmZrazu Godmisze opodal stanęliI przyśpiewywyć tylko wesoło zaczęli. Chwycili się walczący, splotły się ramiona, Cycka do piersi, kuśka do piczy ciśniona; Padają i znów wstają rozjuszone pary Każdy pragnie dosięgnąć, każda broni szpary. Kobiety krzyczą, piszczą i koła, i plują, Nasi rycerze ciągle po dupach je kują. Wkrótce byliby wszyscy byli zwycięzcami Bo leżeli już między nędznymi udami, Lecz gdy każdy odważnie kiwał się na górze, Uczuł nagle, o zdrado! chuja w dupodziurze. Godmisze to napadli z tyłu niespodzianie. BrandalezjuszO ta zbrodnia, przysięgam, skaraną zostanie.OnanizmPostrach wnet się rozszedł, nikt się już nie broniKażdy ścięty korsami ucieczką się chroni Padają wszędzie jajca, jak od sierpa kłosy, Gniotą naszych bez miary nieprzyjazne losy Słowem wyznać mi trzeba, Godmisze zażarci Zostali zwycięzcami, a nasi odparci. BrandalezjuszJakaż jest, Onanizmie, wielkość naszej straty?OnanizmZ dziewięciu cnych rycerzy prawdziwe kastraty,Wnętrami zaś zostaje więcej, niż dwudziestu, Podrapanych, pokłutych jest blisko czterdziestu Wodzom Szanker i Tryktrak zdruzgotane chuje, Niezawodny w tej chwili chirurg amputuje. BrandalezjuszWinni niech biorą karę, mniej, że zaczepiali,Jak, że będąc już w bójce dziewek nie zjebali. Całe zaś wojsko, w rzece zanurzając gały Niechaj zaraz ostudza jebliwe zapały. Ty idź, wyniszcz przykładem te buntu zarody I nagnij w posłuszeństwo zuchwałe narody. (Onanizm wychodzi) Scena trzeciaFocenleker i Brandalezjusz FocenlekerPanie! Jeżeliś raczył rady twego sługiDobrze zawsze przyjmować, który czas już długi Towarzyszy w wyprawach i sprzyja ci szczerze Chciej i teraz wysłuchać zdanie me w tej mierze. BrandalezjuszMów, z jebców najdawniejszych drogi przyjacielu!Doświadczyłem twą mądrość w zdarzeniach już wielu. FocenlekerOkropną wojnę, którą zrządziły nam niebaGwałtem, czy też pokojem ukończyć potrzeba. Powierzchowny spoczynek naszej jurnej młodzi Przyskwarza jebnę soki i dzielności szkodzi Wszędzie płyną codzienne branzlowe potoki Rycerz najtęższy wlecze osłabłe już kroki I takim, którzy w jajcach krótko się trzymali Wiszą teraz - o hańbo! - więcej czterach cali. Ach, zawierzaj mi panie, takowe już członki Słabe, w boju nie przedrą prawiczeństwa błonki. BrandalezjuszDzisiaj wszystkie nieszczęścia ukończyć już pragnęI dziś do posłuszeństwa rozkoszanów nagnę. Od dawna już ja byłbym Piczenburga szczyty Nogi mymi obtoczył a chytre kobiety Byłyby mej uległy niewzruszonej sile Gdyby nie bez ustanku zbyt wilgotne chwile, Które szarpią me bólem posrebrzane kości i w letargu trzymają narzędzia miłości. FocenlekerLecz teraz, gdy bogowie uśmierzyli bóle,Rozkaż panie zwyciężyć, a spełnim twą wolę. BrandalezjuszLuby Focenlekerze, znam ja wasze męstwo,Jednak, żeby otrzymać zupełne zwycięstwo I mnie siły potrzeba. A jakież twe zdanie? Czy też do Piczomiry kuśka moja stanie, Czy jej lubieżne wdzięki, jej nadobność gładka Widok jej nietkniętego i krągłego zadka Zdoła wzruszyć przygasłe w jajcach mych płomienie, Których sławne jest jeszcze dotychczas wspomnienie? FocenlekerPanie, twoje potężne i nadęte gałyOd dawna już zyskały złoty wieniec chwały, Ale i Piczomiry prawiczeństwo srogie; Niejeden tam z rycerzy traci życie drogie. BrandalezjuszAch, nie srogiej, lech lubej, nigdy z mojej duszyCzar pięknej Piczomiry obrazu nie wzruszy. Piczomiry kochankiem na Kuśkara dworze, Jedno z nas dwojga niby poruszyło łoże. Powód pieszczot wzajemnych; zrywałem jej róże, Parzyłem mymi usty jej ramiona białe Z wolna dzieliłem kolan ściśnięcie nieśmiałe A potężnie zaparty sprężystymi nogi Rozkosznie przebywałem prawiczeństwa progi. Sączyły się obficie przyrodzone zdroje I wciąż jeszcze łechtały duszę już nie moje... Tę niemoc... to w rozkoszach słodkie upojenie Gdzież może słów wystawić zbyt zimne złożenie? Gdy się myśl, by ją pojąć, na próżno wysila I jakąż niepojętą słodycz ma ta chwila! Człeku bowiem czas kiedy siłę już przywraca Żal, wznosząc mdłą powiekę, że do życia wraca. (Po krótkim milczeniu) Ach czemuż ten sań zniknął, gdy w mym życiu prawieNigdy takiej rozkoszy nie miałem na jawie! Czyż dlatego, bym jęczał i klął wszystkie chwile Ach wierz, Focenlekerze, już mi żyć nie mile. Scena czwartaCi sami i oficer służbowy OficerTwardostaj z Piczenburga, posłaniec królowejUprasza ciebie, panie, o chwilę rozmowy. BrandalezjuszNiech wnijdzie!(Do Focenlekera) Zobaczymy. Ten poseł niewieści Pokoju czyli wojny przyniesie nam wieści. środa, 22 sierpnia 2007, belarte
|
|